Gdy byłam w ciąży nie miałam pojęcia jak to będzie po porodzie. Szczerze, ja nawet nie chciałam wiedzieć. Wcześniej była praca, dom, impreza, a teraz dresy, dom i dziecko przy cycku? Nie, wszyscy,ale nie ja. Ja będę zadbaną energiczną mamą w pełnym makijażu, pomykającą na szpilkach z wózkiem przez miasto, mającą czas na ciepłą kawę i manicure. Tak, wiem, co teraz myślicie 😉
Mimo tego jakże fascynującego postrzegania mej przyszłości, panicznie bałam się tego co dla mnie nowe i niedoświadczone. Małe dziecko na rękach trzymałam pięć minut u znajomych, a wcześniej, (czytaj 20 lat wcześniej), był to mój brat. Chociaż jego to chyba nawet nie trzymałam na rękach 😉 I tyle w kwestii noworodków. Wiedziałam tylko, że Kuba będzie jadł, spał i robił kupę. A, no i się darł 😉 I to wszystko.
W momencie, gdy Kuba przyszedł na świat byłam tak przerażona jak nigdy wcześniej. Przerażona małym, bezbronnym okruszkiem wpatrzonym we mnie wielkimi ślepiami. Złotym dzieckiem. Jadł, spał i robił kupę. I nie, nie darł się wcale.
A ja dalej byłam przerażona. Przerażona tym, że jak mój mąż wyjdzie z domu, Kuba będzie coś chciał, a ja nie będę miała pojęcia o co chodzi. Że jak zostanę z nim sama to na pewno coś mu się stanie. Że jak jęknie to już będzie początek jakiejś tragedii. A co jak nie będzie mógł zrobić kupki, albo będzie go bolał brzuch, albo zwymiotuje, albo milion innych normalnych przy dziecku, niestety wtedy przeze mnie wyolbrzymionych, rzeczy.
Gdyby nie mój mąż (pięcioro młodszego rodzeństwa czyni mistrza 😉 ) nie wiem jak bym to przetrwała. Bo przez pewien czas robił za matkę i ojca. Kąpał, przebierał, zabawiał, usypiał, chodził na spacery. Panie z bloku patrzyły na mnie jak na wyrodną matkę i piały z zachwytu nad tatusiem. A ja byłam dalej przerażona. Co zrobię jak wyjdę na spacer i on będzie płakać? Jak ja sobie poradzę cały ogromny kilometr od domu? Teraz to jest śmieszne, ale wtedy było to dla mnie nie do przejścia.
Najgorzej było na początku. Kuba spał, ja patrzyłam raz czy oddycha, raz na zegarek, kiedy Bartek wróci. I tak pół dnia w napięciu i stresie marząc o wyjściu do pracy. Serio! Tak bardzo chciałam wyjść do ludzi, do pracy.
I wiecie co?
Kubie nic się w czasie spędzonym ze mną nie stało, moje hormony w końcu doszły do siebie i zaczęłam cieszyć się, a nie przerażać moim synkiem. Istotką, bez której nie wyobrażam sobie świata.
Wiem, że dla wielu z Was jest to niewyobrażalne, że potraficie od razu rzeczy które mnie przerosły. Ale wiem, że to się zdarza i że jest wiele mam takich jak ja, które potrzebowały czasu, aby zrozumieć i dotrzeć się z własnym dzieckiem.
A jeśli i Ciebie dopadnie baby blues, to nie bój się o tym mówić i prosić o pomoc. Swojego mężczyznę, bliskich, lekarza…
Bo to może przytrafić się każdej Mamie i nie jest powodem do wstydu. Bo musisz być silna, gdyż masz dla kogo żyć.
Dodaj komentarz