Jestem kobietą. W pełnym znaczeniu tego słowa. W stu procentach należę do płci pięknej. Nigdy nie byłam chłopczycą, nie łaziłam po drzewach, nie miałam dziurawych spodni. Ale po kolei.
Gdy byłam mała, miałam 5, 6 lat, uwielbiałam przychodzić do mojej Babci. Mieszkaliśmy wtedy na osiedlu obok, rodzice pracowali, więc często byłam u niej. Babcia w mieszkaniu miała pokój balkonowy, a w nim meblościankę. Z 4 szufladami. A w szufladach skarby najpiękniejsze na świecie. Klipsy, korale, bransoletki, kamyczki, świecidełka, istne szmery bajery. Dla 5 latki urodzonej w stanie wojennym- raj.
Leciałam do tych szuflad zawsze jakby nic innego nie istniało. Na szczęście dla mnie Babcia, która nie ma zresztą do tej pory przebitych uszu, miała tam dziesiątki klipsów, które stanowiły idealną ozdobę dla mnie 🙂 Dodając do tego szminkę, którą zawsze się malowała i za duże szpilki (te kilka numerów różnicy- jakże to mało istotne) i księżniczka była gotowa. Do tego wyimaginowana kawka i papierosy z paluszków i można było spędzić popołudnie jak nigdzie indziej. A na tych podwieczorkach snułam plany, że jak dorosnę, to z zawodu zostanę Miss Polonią. O realizację tych planów raczej nie pytajcie 😉
Potem, gdy już trochę podrosłam i coś zaczęło pojawiać się w sklepach, rozpoczęła się moja miłość do Barbie. Po prostu ubóstwiałam te idealne długonogie lalki. Te wszystkie ciuszki, przebieranki, buciki, czesanie i inne pierdolety z nimi związane. Przez całe wakacje siedziałam w ogródku, tym razem mojej drugiej Babci, i bawiłam się z koleżanką z naprzeciwka, w ówczesne Barbie Top Model. No a ten Ken- mężczyzna moich marzeń i snów 🙂
Na początku liceum, ponieważ byłam już bardzo dorosła i w ogóle, uprosiłam mamę żeby kupiłam mi botki na obcasie. Matko, jakie one były cudne. A jakie wyyyyyysokie. Pierwszy raz ubrałam je do liceum, doszłam 50 metrów do kiosku po bilet i spóźniłam się na autobus, bo w tym się nie dało iść 🙂 potem poszło już lepiej, a moja miłość do szpilek (w sumie to do każdego rodzaju obuwia) pozostała. Tylko mąż ogranicza tą moją miłość, a dokładniej to wymiary naszej szafy na buty.
Do tego krótkie mini, odkryty brzuch- kwintesencja dorastającej kobiecości w pełni 😉 😉
Aż tu nagle (nagle, czyli po 4 latach po studiach, no ale każdy inaczej odczuwa czas) pojawił się dzidziuś płci męskiej. Taki mały chłopczyk, czyli nie dziewczynka. Taki w niebieskich spodniach zamiast w różu, koronkach, kokardkach, opaseczkach i rajstopkach. I on chciał autko! Nie barbie, nie kolorowankę, tylko lego i auta.
I wiecie co?
Obecnie szpilki wyciągam tylko na wesela czy inne wielkie okazje, a za moim synusiem biegam na płaskim. W spodniach, często rozczochrana (jednak cały czas zadbana! ;). I mam to totalnie w tyle co o mnie myślą inni.
Przeszliśmy na Xboxie trzy części Batmana, Park Jurajski i Avengersów, znam wszystkie części Spidermana, a gdy idą Transformersy, które mój Kuba ubóstwia, to sama z nim oglądam. Ja! Transformersy! I całkiem je lubię 🙂 I gdy tak czasem oglądamy je do 23 (tak, wiem, dziecko powinno już spać, bla, bla, bla) i patrzę jaki mój syn jest szczęśliwy, to myślę sobie że mam wielkie szczęście, że go mam!!!!! I nie żałuję, że z księżniczki zmieniłam się w mamę!
P.S. Buziaki dla moich obu Babć :-*
Dodaj komentarz